Rozdział 6
Siedząc w domu po raz setny tego wieczoru, zadał sobie to samo pytanie: „Co mu, do cholery jasnej, odbiło?” Niespokojnie pukał palcami o blat stołu, jednak nic chyba nie byłoby mu w stanie przynieść ukojenia. Cholerne ciało i jego instynkty! Sam widok Graya ostatnimi czasy był dla niego niemalże zabójczy, a on nie chciał już niczego oprócz świętego spokoju. Niestety serca nie potrafił oszukać i jakkolwiek ckliwie i babsko to brzmiało, miłość rozsadzała go od środka. Co z tego, że są facetami? Nic! No nic dla niego, bo Gray najwyraźniej nie toleruje takich związków, a przynajmniej jemu nic o tym nie wiadomo. Szkoda. Jego wyobraźnia, co mógłby z nim zrobić, gdyby uzyskał jakikolwiek znak, że on też tego chce…
— Dosyć! — warknął sam do siebie, z bezsilności zaciskając mocno szczękę. — Odpuść sobie… — wymamrotał, chowając twarz w dłoniach i siadając ciężko na łóżku.
Happy’ego nie było, a jego obecność bardzo by się Natsu przydała. Kot odwróciłby mu uwagę od ponurych myśli. Wstał po chwili wahania i postanowił udać się do gildii. Może jakimś cudem Fullbustera tam nie będzie. Przez swój dziwny nastrój zaniedbał przyjaciół i czuł się z tego powodu winny, chciał więc nadrobić zaległości towarzyskie. Poprawił szalik i biorąc głęboki wdech na uspokojenie, wyszedł z domu.
Noc była chłodna, jednak to mu nie przeszkadzało. Przeszedł przez wijącą się dróżkę i skierował do centrum miasta. Mimo późnej pory w gildii na pewno ktoś jeszcze będzie. Magowie, którzy nie wykonywali nazajutrz żadnych misji, często siedzieli nocą w budynku, pijąc, bawiąc się lub ciesząc towarzystwem innych.
Już miał zamiar skręcić w uliczkę prowadzącą do Fairy Tail, gdy coś przykuło jego uwagę. Kilka zakapturzonych postaci kręciło się na niewielkim placyku, tuż przy samym parku. Wciągnął powietrze do płuc, ze zdumieniem odkrywając, że pachną dziwnie znajomo. Z oddali naliczył cztery osoby, ale szczególnie wyraźnie odznaczały się dwa zapachy. Zmarszczył w skupieniu brwi i korzystając, że stoi w cieniu zaułka, przyglądał się im przez chwilę, próbując zgadnąć, kim są. Po paru sekundach jednak dwie z postaci znieruchomiały i sztywno odwróciły się w jego kierunku. Dragneel zaklął pod nosem, bo to mogło oznaczać tylko jedno. Zdali sobie sprawę, że ich obserwuje. Przesunął się kilka kroków w przód, w końcu nie było sensu dłużej udawać zakonspirowanego, skoro wszyscy prawdopodobnie wiedzieli, że się ukrył. Im bliżej podchodził, tym wyraźniej i intensywniej odbierał zapachy. Oczy rozszerzyły mu się gwałtownie, gdy zrozumiał, z kim ma do czynienia. Usta rozciągnęły się w uśmiechu, a po chwili już okładał się z dwoma, których rozpoznał na początku. Tak, w końcu nie ma lepszego sposobu na powitanie dawno nie widzianych znajomych jak porządna walka.
***
— Erza! — zawołała Lucy, dostrzegając koleżankę przy barze. Rozmawiała z mistrzem, ale słysząc wołanie, podniosła głowę i pomachała jej. Heartfillia podeszła bliżej, ale mistrz Makarov tylko skinął głową i odszedł. W zastanowieniu zmarszczyła brwi, bo twarz Erzy przejawiała troskę, co mogło znaczyć tylko jedno. Szykowała się dla nich jakaś misja.
— Stało się coś? — spytała, nie mogąc wytrzymać tej napiętej ciszy, która zapanowała po zniknięciu Makarova. — Erza, słyszysz mnie? — zapytała, bo ta nie reagowała.
— Tak, tak. Słyszę cię. I nie, nic się nie stało. Wszystko w porządku. — Wzruszyła lekceważąco ramionami, na powrót przybierając zwyczajną minę. — A u ciebie? I widziałaś gdzieś Natsu?
— No właśnie o to samo chciałam zapytać. Ostatnio w ogóle nie mogę go znaleźć. — Rozejrzała się ale chłopaka – tak jak przewidywała – nigdzie nie było. — Co mu jest? Chodzi jakiś dziwny i nieswój od kilku dni — wymamrotała, nie zwracając się bezpośrednio do Erzy, ta jednak usłyszała i postanowiła odpowiedzieć.
Gryzło ją to, co usłyszała od Mistrza, a Lucy mogła zaufać. Wiedziała, że wkrótce i tak wszyscy zostaną poinformowani, a jako że Heartofilia była osobą potrafiącą trzymać język za zębami przez kilka dni, nie musiała obawiać się plotek.
— Nie mam pojęcia, Lucy, ale cokolwiek to jest, musi mu jak najszybciej przejść.
— Dlaczego? — Lucy spojrzała na nią spod rzęs, lekko nieprzytomnym wzrokiem. Znów się zamyśliła. — Przed chwilą mówiłaś, że nic się nie stało.
— Bo tak jest. Jeszcze nic się nie stało.
— Czyli…?
— Przybywa do nas delegacja z Sabertooh. — Erza wyrzuciła z siebie. — Po tym, jak Sting stał się mistrzem, jego celem jest zawarcie przyjaźni z Fairy Tail. Chcą rozmawiać z mistrzem na temat przyszłego sojuszu.
— Ale przecież nie żyjemy z nimi w stanie wojny, prawda?! — Mocno się zdziwiła, cudem nie podnosząc głosu po takiej rewelacji. — Po co nam sojusz? Przecież nikt nie ma zamiaru ich atakować ani nic. W ogóle to przecież mamy z nimi przyjacielskie stosunki. Czy to nie wystarcza, by w razie zagrożenia jednych lub drugich wyciągnąć pomocną dłoń?
— Tak, ale prawdopodobnie ktoś chce zaatakować ich. I to jest powód, by zawrzeć sojusz. Przynajmniej Sting tak twierdzi. Mistrz mówi, że może w tym być ziarnko prawdy, a oficjalny pakt może powstrzymać tych, którzy chcą udowodnić innym, że Sabertooh straciło pozycję. Jeśli jednak dwie najsilniejsze gildie połączą siły, może to być problemem dla Rady.
— Jak to?!
— Rada nie lubi, gdy sojusze są zawierane bez ich zgody i „błogosławieństwa” — stwierdziła z przekąsem Erza. — Mogą zacząć obawiać się, że chcemy obalić ich rządy lub coś w tym stylu. Rozumiesz? Władza będzie się martwić o swe stołki, myśląc, że porozumienie, który zawrzemy – o ile je zawrzemy – będzie miało na celu obalenie ich rządów.
— Przecież to niedorzeczność. My mielibyśmy zaatakować Radę? Z Sabertooh? Po co niby?
— Każde logiczne, choć niekoniecznie prawdziwe wytłumaczenie, może być dobre dla członków Rady, byleby tylko rozwiązać naszą gildię. Musimy uważać, bo to niebezpieczne zarówno dla nas, jak i dla nich. Mistrz o tym wie i będzie szukał innego rozwiązania. Oficjalny sojusz, prawdę mówiąc, w chwili obecnej przyniesie więcej szkód niż pożytku. Sting jest młody i niedoświadczony. Liczmy na to, że nasz Mistrz przemówi mu do rozsądku i jakoś uda im się rozwiązać tę sprawę.
— A co ma do tego Natsu? Bo chyba nie rozumiem. Mistrz jest od tego, prawda?
— Tak, ale to jego polecenie. A tego nawet ja nie rozumiem.
Dziewczyny stały jeszcze dłuższą chwile, dyskutując o mających wkrótce przybyć gościach. Spokojną pogawędkę przerwało wkroczenie Levy do budynku gildii. Lucy widząc ją pomachała do niej wesoło, a ta skierowała się w ich stronę.
— Hej, Levy — przywitała się Lucy z uśmiechem. — Widziałaś gdzieś Natsu? — spytała szybko.
— Nie, niestety nie.
Lucy wyraźnie posmutniała, jednak starła się to ukryć, ale czujny wzrok Erzy uchwycił drobne zmiany w mimice twarzy dziewczyny. Dobrze wiedziała, co się dzieje z Lucy. Ogłupiała i zafascynowana Dragneelem, szukała każdego sposobu, by się do niego zbliżyć. Jednak od jakiegoś czasu Scarlet miała wrażenie, że Salamander wcale nie dostrzega tej adoracji. A nawet jeśli, to skutecznie ją ignoruje. Cały swój czas poświęcał na treningi i utarczki z Grayem. Coś było na rzeczy, ale nie miała pojęcia co. Wzruszyła ramionami, odrzucając natłok myśli.
— Mira! Poproszę jedno ciasto truskawkowe! — zawołała do barmanki, a ta tylko skinęła z uśmiechem głową. Po chwili miała już swój smakołyk i jadła, delektując się każdym kawałkiem. W tym momencie świat nie miał znaczenia, liczyła się tylko słodka przyjemność.
Nie trwała jednak ona zbyt długo. Po kilku kęsach usłyszała skrzypnięcie ciężkich wrót gildii. Wśród zgromadzonych członków zaległa cisza, a gdy Scarlet odwróciła głowę, ciasto przestało być priorytetem. Grupka magów, którą ujrzała, spowodowała, że zerwała się z miejsca, natychmiast przepychając się przez utworzony w mgnieniu oka tłum. Dotarłszy na przód, zmierzyła przybyszy nieprzychylnym spojrzeniem. Ich strapione i lekko wystraszone miny nie wywarły na niej najmniejszego wrażenia. Skrucha była normalną cechą okazywaną po uczynieniu czegoś niezupełnie poprawnego, a to, że Natsu i Sting praktycznie wisieli na ramionach Orgi z pewnością dobre nie było. Rouge i Rufus stali spokojnie, nie wypowiadając ani jednego słowa, aż Tytania westchnęła ciężko.
— Witajcie. Spodziewaliśmy się was, ale nie myśleliśmy, że spotkanie nastąpi tak szybko. — Przeszyła swym twardym spojrzeniem Rouga, jednak ten odwrócił wzrok, patrząc na zwisającego bezwładnie Stinga. — Co z nimi? — spytała Erza, podchodząc bliżej, by zobaczyć dlaczego dwaj Smoczy Zabójcy nie reagują i wyglądają jak zwłoki.
— Oprócz tego, że jutro będą mieli sporego kaca, to nic. — Orga chyba dość miał robienia za podnośnik, rzucił więc ich niedbale na podłogę, co zaowocowało cichymi jękami z obu gardeł.
Członkowie Fairy Tail w niedowierzaniu patrzyli na dwójkę magów z Sabertooh, bo całkowicie zaprzeczając słowom Scarlet, w ogóle nie spodziewali się takiej wizyty. Ktoś kogoś szturchnął, każąc wezwać mistrza. Ktoś inny krzyknął „Co tu robicie?”, a jeszcze następny wołał: „Natsu! Co ci jest, wstawaj, do cholery!”. Harmider i nadchodzący zgiełk został przerwany przez wejście dwóch kolejnych osób. Gajeel i Lily mierząc przybyszy ostrym spojrzeniem, minęli ich bez słowa. Zupełnie niechcący Smoczy Zabójca kopnął Natsu, a widząc brak reakcji, nadepnął mu na stopę.
— Hej, durniu! — wrzasnął Redfox, nachylając się nad nim i łapiąc go za różowe kosmyki, podniósł mu głowę do góry. Widząc nieprzytomny wzrok i czując odór alkoholu, z grymasem obrzydzenia odsunął się od niego. Nie zwracając więcej na nikogo uwagi, poszedł do baru i przywołał Mirę, by złożyć zamówienie.
— Cisza! — Rozległ się donośny głos, który uciszył wszelkie powstałe szepty i pomruki. — Witamy was, Sabertooh. — Mistrz zmierzał w kierunku przybyszów, spokojnym, wręcz leniwym krokiem. — Czemu jest was tylko trzech? — spytał, zatrzymując wzrok na Rufusie.
— Jest z nami Sting — odezwał się ten, ściągając z głowy swój kapelusz.
— A gdzie on jest? Nie widzę go.
— Może to dlatego, że na nim stoisz, staruszku — mruknął Rouge.
Mistrz spojrzał pod nogi i prawie podskoczył. Tak, właśnie deptał twarz mistrzowi innej gildii, która chciała zawrzeć z nimi oficjalny sojusz. Nieźle. Szybko stanął z boku i odchrząknął, próbując nie dać po sobie poznać, że się strapił. Potem rozejrzał się po obliczach obecnych i wściekle zawołał.:
— Na co się gapicie, szczeniaki?! Ugościć ich, jazda!
Wszyscy jak jeden mąż, rzucili się, by zająć się gośćmi. Członkowie Fairy Tail odebrali to jako kolejny powód do zorganizowania hucznej imprezy. Już po chwili wszyscy zapomnieli o leżących na zimnej i twardej podłodze Natsu i Stingu, a zabawa trwała w najlepsze.
Nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na stojącego w progu Graya. Od kilku chwil stał i obserwował zaistniałą sytuację. Zaraz jednak wycofał się pośpiesznie, bo obraz dwóch pijanych magów, a wśród nich jego przyjaciel, nie przypadły mu do gustu. Widocznie Natsu świetnie dawał sobie radę bez jego towarzystwa, a on jak idiota próbował stosować uniki i omijać go szerokim łukiem. I po co? Zupełnie na darmo. Skoro dla Natsu incydent, którym on sam się zadręczał, nie miał żadnego znaczenia, to on tym bardziej nie powinien się nim przejmować. Zacisnął wściekle pięści. Ogarniała go frustracja. Potrzebował czegoś, co pomoże mu zapomnieć i odreagować. Nie musiał długo szukać. Zachmurzonym, ciskającym gromy wzrokiem ogarnął salę. Gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z jedzącym Redfoxem, zatrzymał się, uważnie mu się przyglądając. Wiedział, że to nie potrwa długo. Gajeel uniósł tylko brew w niemym zapytaniu, a gdy Gray skinął głową, tamten odsunął od siebie talerz, powoli wstając z miejsca.
— Dajesz! — Krzyk rozniósł się echem po polanie.
Dwa ciała ze świstem zderzyły się ze sobą, na przemian parując i zadając ciosy. Wymieniali się uderzeniami, kopniakami, używali technik. Co kilka chwil można było usłyszeć trzask łamanych gałęzi lub odgłosy wybuchu, gdy atak nie sięgnął celu.
— Nieźle! — Gajeel skinął z uznaniem głową, gdy przeciwnik wytrzymał atak, a następnie zaatakował. — Dobry refleks. Ale co powiesz na to?
Krzyk Żelaznego Smoka spadł na chłopaka niczym grom z jasnego nieba, ogłuszając na krótką chwilę. Smoczy Zabójca szybko podbiegł do niego i kopnął w brzuch, odrzucając do tyłu. Jednak Gray nie został bezsilny. Pozbierał się i z rykiem wściekłości rzucił się na rywala, używając magii tworzenia.
Ścierali się z gwałtownością, chcąc ulżyć sobie w nagromadzonej furii. Walka była czymś, co skutecznie zmniejszało napięcie, powodując odpływ zmartwień, które zaprzątały im głowy. Przynajmniej Gray tak uważał. Nic innego się nie liczyło, tylko to, by przeciwnik słaniał się na nogach pod gradem ciosów.
Zmęczeni, jak również usatysfakcjonowani, podali sobie ręce, gdy trening, a raczej zwykłe mordobicie mające na celu wyładowanie się z negatywnych emocji, dobiegł końca.
— Do następnego — rzucił przez ramię Żelazny Smoczy Zabójca, oddalając się. Po chwili z krzaków wyłonił się Lily, dołączając do niego. Kot skinął Grayowi głową z oddali i podążył za Gajeelem.
— Taa. To by było na tyle. — Fullbuster również odszedł, dysząc ciężko z wysiłku.
Udał się do domu, a raczej mieszkania we wspólnym akademickim budynku, gdzie stacjonowała większa część magów Gildii. Kąpiel, kolacja, sen. Tak, kolejny dzień minął, a on tylko cudem go przetrwał. Momenty, gdy zostawał całkiem sam, były najgorsze, najtrudniejsze, bo wtedy nic nie odwracało jego uwagi od chłopaka, który tak mocno namieszał mu w życiu. Zrobił z nim coś, czego nawet sam nie rozumiał. Natsu, którego teraz, to właśnie on starał się unikać, był głównym prowodyrem tego rozdrażnienia i napadów złości. Leżąc w łóżku i gapiąc się w sufit, umysł nakazywał rozwiązać mu tę sprawę. Potrzebował działania, a nie monotonnego i trwającego w nieskończoność użalania się nad sobą. Impuls, bodziec, cokolwiek, co pomogłoby mu uporać się z tą dziwną i niezrozumiałą kwestią. Choć niezrozumiałą, to chyba źle powiedziane. Zrozumiał to już w tamtym momencie, gdy jego ręce mimowolnie wyciągnęły się i przyciągnęły Natsu bliżej. Niepohamowana potrzeba zatracenia się, oddania przyjemności, którą Dragneel mu oferował.
Ale, do jasnej cholery, co on robił ze Stingiem? To kolejne z pytań, za które w tym momencie Gray się nienawidził. Bo co go to obchodzi? Przecież gdy on spędza z kimś czas, to nie spowiada się Salamandrowi z tego co i z kim robił. Więc czemu tak bardzo irytowało go, że nie miał pojęcia o jego wczorajszym wieczorze, spędzonym w towarzystwie ludzi z innej gildii? Pokręcił głową, bo przecież to nie tak, jak z daleka wyglądało. Nie, nie i jeszcze raz nie. W ogóle nie był zazdrosny. Przecież żeby zazdrościć, trzeba mieć powód, prawda? Intensywnie próbował się przekonać, że ma rację, wypierając z umysłu wszystkie przesłanki, które uważał za złe, ale po paru chwilach trzasnął wściekle pięścią w ścianę. Bo jak to, do cholery?! Przecież skoro Natsu był zakochany w nim, to powinien starać się spędzać właśnie z nim jak najwięcej czasu, a nie z innymi! To się nie godzi, by najpierw go napadał i brutalnie całował, a następnie świetnie się bawił w towarzystwie innych Smoczych Zabójców, w dodatku z Sabertooh!
Wstał wiedząc, że i tak nie uśnie. Kolejną noc spędzi na rozmyślaniu, a rano będzie udawał, że nic go to nie obchodzi. Znów wrócił pamięcią do tego dnia. Co się stało, że tak nagle zapragnął przyciągnąć chłopaka bliżej, zamiast odepchnąć? W tamtej chwili całkowicie się zapomniał, a w ramionach Natsu było mu tak dobrze, że nie chciał ich opuszczać. Już wiedział jak chłopak musiał się czuć, stwarzając pozory i nikomu nie mówiąc, że jest gejem. Dopiero teraz do niego dotarło, ile poświęcenia, wyrzutów sumienia i nieprzespanych nocy musiał przeżyć.
Ze zdziwieniem rozejrzał się dookoła, odnotowując, że rozmyślając, dotarł pod budynek gidii. Wzruszył ramionami i pchnął drzwi. Skoro już tu jest, to może uda mu się porozmawiać z Dragneelem. Sam nie był do tego pomysłu przekonany, chciał jednak, żeby pewne kwestie zostały w końcu wyjaśnione. Podniósł wzrok i rozejrzał się po pomieszczeniu. Po chwili rozszerzył oczy ze zdumienia, widząc jak tuż przed nosem Natsu właśnie przytulał do siebie Lucy. Głaskał dziewczynę po plecach, przyciskając do siebie w mocnym uścisku, a jego twarz promieniowała potwornym gniewem. Po sekundzie blondynka zarzuciła mu ręce na szyję, mrucząc coś do ucha, a ten powoli skinął głową. Trzymając ręce na jej biodrach, znów przyciągnął ją bliżej. Policzek przy policzku, ciało przy ciele. Pozycja godna kochanków. I właśnie wtedy Graya trafił istny szlag. Odwrócił się, zaciskając ze złości zęby i wbijając boleśnie kłykcie w zwiniętą dłoń. Najpierw Sting, teraz Lucy. Wiedział, że mógł wyciągnąć pochopne wnioski, ale jak dla niego sytuacja była jasna. Natsu już go nie potrzebował. A on nie potrzebował Natsu.
***
— Nie, Natsu! — Lucy, złapała Salamandra za szalik, próbując zatrzymać. — Uspokój się, słyszysz? — Jeszcze chwilę temu Natsu prawie by ją zmiażdżył. Powód? Bardzo prosty. W taki sposób okazał entuzjazm, gdy dowiedział się, że przez ostatnie kilka godzin pił ze Stingiem. Czemu tak się przejmował tym, że nie pamiętał nic, bo urwał mu się film, Lucy nie wiedziała. Ale nie to było teraz ważne. Właśnie próbowała odwieść go od pomysłu ponownej potyczki z delegacją z Sabertooh, a on nie zamierzał jej słuchać. — Ty cholerny idioto, przestań się szarpać! — wrzasnęła po raz kolejny. Gdy tylko zauważyła stojącego w drzwiach Graya, postanowiła go zawołać. — Gray, Gray! Pomóż mi!
Ten jednak odwrócił się i bez słowa odszedł. Heartfilia nie była nawet pewna, czy ją usłyszał.
— Gray? — wymamrotał Natsu, rozglądając się. — Hę? — spojrzał na dziewczynę jak na wariatkę.
— Co się gapisz? — warknęła rozeźlona. — Był tu przed chwilą.
— To idę za nim, muszę z nim pogadać — Natsu ponownie zerwał się z miejsca, ale dziewczyna znów uniemożliwiła mu wyjście. Stanęła na wprost niego i łapiąc się pod boki, zmrużyła gniewnie oczy.
— Jasne. A tak naprawdę, polecisz szukać Szablozębnych, nie? Myślisz, że jestem głupia, idioto?! — wrzasnęła.
— Troszeczkę — mruknął cichuteńko. Niestety ta usłyszała, za co oberwał silnym ciosem w głowę. — Lucy! Ale ja serio, muszę…
— Mowy nie ma! — skwitowała. — Poza tym, ja też muszę z tobą porozmawiać. Siadaj. — Wskazała stół pod ścianą.
— Ale… — Próbował oponować, rozglądając się na boki w poszukiwaniu kogoś, kto by mu pomógł pozbyć się natrętnej koleżanki.
— Siadaj! — Z łoskotem odsunęła krzesło, marszcząc brwi, aż na czole pojawiła jej się pionowa zmarszczka świadcząca o irytacji.
Z westchnieniem zrezygnowania w końcu usiadł.
Hehe, czy w pierwszym akapicie wyczuwam Stinga i Rogue'a?
OdpowiedzUsuńKotek! Nie Heartofillia, tylko Heartfilia. Wiem, że tak wymawiają, ale poprawne jest właśnie to drugie. Pierwsze gryzie mnie w oczy, jak Mariolkę ocet na oko :D.
Haha! Nie sądziłam, że to spotkanie tak się zakończy :D. Natsu musi mieć słaby łeb, Sting podobnie. Co więcej? Nie uwierzysz, ale liczyłam na to, że Gray zajmie się naszą Landryneczką osobiście i to w sposób nader zadowalający yaoistki :D. Oj, chciałabym! Napisz coś takiego, co? Natsu pijany, uprowadzony przez Graya, budzi się związany i ten teges :D. I jeszcze ten jedzący Gajeel! Hahaha! Ja myślałam, że on tylko sztućce wpierdala, a tu niespodzianka!
Ten sparing był naprawdę dobry :D. I Grayuszek-zboczueszk myśli o Natsusiu w mocno nieprzyzwoity sposób, sądząc po zazdrości :D. I czemu NaLu się tuliło, hę? Wyjaśnij mi, jak na spowiedzi! Ale już!
Będą rozmawiać? Hoho! To będzie bardzo ciekawa rozmowa ;D. Dlatego też pędzę dalej!
Za błędy z góry przepraszam, ale jestem cholernie śpiąca.
Poprawiłam x). Z rozpędu pisałam i nie zauważyłam xD. Ok.
UsuńEeee? Że niby seksy mam ci napisać? O.o? neeee... xD. Zdecydowanie nie :D