Okeeeej. No to na wstępie powiem, że nie wiem, serio, nie mam pojęcia co mnie podkusiło, żeby to napisać. I opublikować w dodatku. Więc hm… nie zabijajcie mnie? ;____; Naprawdę nienawidzę dram i angstów, unikam wszystkiego co ma z tym jakikolwiek związek, a jednak stworzyłam takiego fika. Chyba już mi się zmysły pomieszały, więc wybaczcie…
Nie mniej inspiracją było to: Thousand Foot Krutch - War of Change
Tytuł: A czemu nie dziś *
Gatunek: Drama, angst!
Pairing: Natsu/Gray
Ostrzeżenia: Uwaga na nisko latające przecinki i byki wszelakie x)
Uwagi: Mimo że fik osadzony został w kanonie, to proszę nie doszukiwać się podobieństw do niego. Użyczyłam sobie tylko mangowego świata, cała reszta jest chorym wymysłem mojej wyobraźni, więc nie ma tam pokrycia z wydarzeniami z mangą, śmiem twierdzić nawet, że ten tekst może zostać przez niektórych odebrany jako kiepski żart, bo wydarzenia w nim zawarte są zupełnie nieprawdopodobne, noaleno x).
*"A czemu nie dziś?” (Cytat zapożyczony z książki Andrzeja Ziemiańskiego pt ”Achaja”)
I jak pisałam wyżej jest to angst, więc w fiku występuje śmierć głównego bohatera.
A czemu nie dziś?
Szybkie rozpoznanie i rzucenie się w wir walki. Szczęk broni, krzyki walczących oraz huki po zastosowaniu technik – tylko to towarzyszyło dwóm magom z Fairy Tail w starciu z wrogiem. Choć było coś jeszcze. Coś nic nieznaczącego dla postronnego obserwatora. Oni sami.
Świadomość, że gdzieś niedaleko walczy partner dodawała im odwagi, podwajała możliwości, mobilizowała do jak najszybszego pokonania przeciwników. Nikt nie wpadłby na to, gdyby przyglądał się ich walce z ukrycia. Żadnemu człowiekowi nie przeszłoby przez myśl, że to obecność tego drugiego daje tak wspaniałe widowisko. Ktokolwiek, kto przypadkiem natknąłby się na bitwę z ich udziałem mógłby śmiało rzec, że to najlepsze kwalifikacje i nieskończona liczba treningów dają takie wspaniałe rezultaty. Określenia jakie im nadawano były różne, choć dotyczyły zawsze tego samego: niezniszczalni, niepokonani, nie do zatrzymania, najlepsi.
Również w Gildi tak byli postrzegani. Duet idealny. Tak było na każdej dotychczasowej misji.
Ale nie dziś.
***
Nigdy nie było wiadomo, kiedy standardowe zadanie może zmienić się niemal w samobójczą misję. Przecież, niekiedy, nawet zwykła banda rzezimieszków nagle pokazywała poziom niemal taki sam, jaki reprezentowała dwójka magów. Byli przyzwyczajeni, że często spotykali się z o wiele większą liczbą i siłą przeciwników. Zwykle to nie sprawiało trudności. Nieprzewidziane sytuacje stanowiły dla zespołu dodatkowe wyzwanie, ale byli na to przygotowani. Gray nigdy nie zakładał z góry, że wszystko, na co został przygotowany w Gildii, ma pokrycie w rzeczywistości. Natsu też, w miarę upływu czasu, nauczył się, że odczytywane z tablicy zadanie, to przeważnie tylko wstęp do tego, co ich czeka.
Może punktem zwrotnym okazało się, przez nikogo niespodziewane, wkroczenie na scenę Zerefa i Acnologii?
Na pewno.
***
— Naaaatsu!
Krzyk, dziki wrzask wydobywający się z gardła, poprzedzony krótkim, ale bardzo intensywnym bodźcem, który dotarł do mózgu Fullbastera poprzez wzrok. Oczy nie kłamały, ten zmysł na pewno nie podał mu fałszywej informacji. Wbrew pozorom, w czasie najgorszego, nie było zwolnionego tempa, zatrzymania się wiatru czy czegokolwiek wokół. Wszystko potoczyło się tak szybko, że gdyby tylko sytuacja przedstawiała się inaczej mógłby pomyśleć, że to tylko jakiś chory wytwór jego wyobraźni.
Pole bitwy zasłane trupami i wciąż walczącymi. Zaraz, zaraz, walczącymi? Zrozumiał, że nadeszły posiłki. Szkoda, że zdecydowanie za późno. Szybko odrzucił to spostrzeżenie, teraz nie było ważne. Nie był roztrzęsiony, żaden mięsień nie drgał złowieszczo. Wyćwiczone do perfekcji na niepoddawanie się emocjom w czasie walki ciało, wspaniale spisało się i tym razem. Cały koszmar tkwił i rozgrywał głęboko w jego umyśle, by z zewnątrz wciąż być gotowym. I, gdyby to nie śmierć partnera, a całej masy wrogów, byłby z siebie dumny.
***
Gray widział wyraźnie, jak Dragneel upada. Ułamek sekundy później dotarło do niego, co to znaczy. Smoczy Zabójca nigdy nie padał bezwładnie, gdy wokół toczyła się bitwa. Nie mogąc odwrócić wzroku obserwował, jak powoli, opieszale wręcz, lecz systematycznie i nieubłaganie, ulatuje z niego życie. Wrzawa wokół nie zmalała ani na chwilę, miał wrażenie że wzmogła się po stokroć. Wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że to jego własny, zdradliwy głos, jest tego przyczyną.
Ciało rwało się do biegu wbrew logice, wbrew świadomości, że sam jest poważnie ranny – wbrew wszystkiemu. Niestety, osunął się ciężko na kolana, nie mogąc ustać na nogach i pozwolił sobie na krzyk. Rozpaczliwy, przerażający wręcz wrzask. Tylko to mu pozostało, gdy bezsilny obserwował, jak w Natsu gaśnie i dusza i serce.
Darł się, wył, zdzierał gardło. On sam. Ale gdyby ktoś go spytał, bez wahania powiedziałby, że krzyczało tysiąc osób. Bo to niemożliwe, by jeden człowiek spowodowała taki hałas. Niemożliwe, by te dźwięki zatrzymały szarżujących wrogów, którzy zdezorientowani takim postępowaniem, oddalali się, szukając innego przeciwnika.
Rozpacz, bezdenna nieruchoma otchłań. Brak sił i najgorsze co może spotkać maga – zrezygnowanie.
Ciemność. Tylko ona mu pozostała. Chciał jej się oddać, nie miałby nic przeciwko, gdyby go pochłonęła. Zasługiwał na to. Zdecydowanie.
Nieruchomiejący Natsu – widok, którego nie zapomni po kres swych dni. Gray uciskał głęboką ranę na brzuchu, zadaną przez szalejącą Acnologię, coraz słabiej. Nie widział sensu w ratowaniu własnego życia, przetrwaniu, istnieniu. Wszystkie pozytywne emocje po prostu odpłynęły. Nie miał już nadziei, porażka osoby najważniejszej dla niego, pozbawiło go złudzeń, że wszystko będzie dobrze.
Jednak, nie mogąc odwrócić wzroku, uparcie modląc się o łaskę, dostał coś w zamian. Nieznane do tej pory, cicho wkradające się do umysłu uczucie pogodzenia się z losem. Lekki uśmiech wkradł się na jego oblicze, prawie niedostrzegalny, możliwe, że sam nie zdawał sobie sprawy z tego, że się uśmiecha. Niczym szaleniec. Tak jakby odkrył, co teraz należy zrobić, co jest jego powinnością.
Czuł gorąco na plecach, zapewne pochodzące od pożaru. Acnologia miotał, zabójczą magią na oślep, niszcząc wszystko wokół. Ale nie jego. Jakby celowo omijał Graya, nie chcąc go zabijać, tak by ten cierpiał jeszcze bardziej. Mag Lodu, zaślepiony rozpaczą, w ogóle nie zwracał uwagi na bestię.
Przypomniał sobie słowa, które powtarzał Natsu przed każdą misją, gdy Gray prosił, by nie dał się zabić. Przechylał wtedy przekornie głowę, mrużył oczy i mówił z tym swoim cudownym uśmiechem: „A czemu nie dziś?” Zawsze był pełen optymizmu, zarażał innych swoim pogodnym sposobem bycia.
Gdy Gray próbował coś jeszcze dodać, zamykał mu usta pocałunkiem, kończąc dyskusję.
***
Wspólne rozmowy, ukradkowe spojrzenia, szukanie sposobności, by zbliżyć się do tego drugiego.
Coraz częstsze treningi, chęć przypadkowego dotyku, niezrozumienie. Strach o odrzucnie, wewnętrzna walka z samym sobą, by stłumić niepokojące uczucia. W końcu, akceptacja odmienności.
Ryzyko powiedzenia prawdy i ulga, gdy została odwzajemniona.
Ciepłe dłonie na ciele, urywane spazmatyczne oddechy, błyszczące w ciemności oczy. Idealnie zgrany rytm i jęki wydobywające się z gardeł. Spełnienie.
Zadowolenie ze wspólnie spędzonego czasu, szczęście gdy partner był blisko, radość ze zwykłych rzeczy.
Poczucie bezpieczeństwa, gdy budził się w nocy, bo Natsu strasznie się wiercił.
***
No właśnie, dlaczego nie dzisiaj? Czemu to nie dziś miałby umrzeć? Czym różnił się ten dzień od każdego innego? Niczym.
— Więc, czemu nie dziś, Natsu? — szepnął w przestrzeń.
Odsunął dłoń, przestając tamować krwotok i z trudem, na kolanach, przesuwał się w stronę Dragneela. Moc go opuszczała z każdym przebytym kawałkiem drogi. Cel jego wędrówki był już blisko, a jednocześnie, tak cholernie daleko.
Nie, jeszcze nie, upomniał się i ostatkiem sił, na powrót ucisnął ranę. Była poważniejsza niż sądził na początku. Trzymanie ręki na własnych trzewiach spowolniało go jeszcze bardziej, ale wiedział, że wytrzyma. Najpierw tam dotrze, dopiero potem umrze.
Nie bał się śmierci, ból go nie interesował. Obawiał się jednego, a cała reszta nie miała znaczenia. Zawładnął nim strach, że ostatnie minuty życia spędzi bez Natsu. Tylko ta jedna myśl potrafiła go w tym momencie przerazić. Obok niego, razem z nim, nieważne jak to nazwać, byleby być tuż przy chłopaku.
Dragneel nie mógł się ruszyć, zapewne pozbawiony magii i skrajnie wyczerpany, ale on, Gray, jeszcze żył. I będzie panem swego losu, swojego nędznego kończącego się życia i sam dokona wyboru gdzie i kiedy złoży broń! Na pewno nie tutaj, był zdecydowanie zbyt daleko.
Jeszcze bliżej, trochę bliżej, popędzał się w myślach, choć ciało nie reagowało na żałosne nakazy.
***
Natsu leżąc na twardej ziemi, zamiast martwić się o siebie, błagał smoka, by nie zabijał Fullbastera. Podtrzymując tryb Smoczej Siły, próbował siłą woli odciągnąć Acnologię od partnera. Musiał ocalić Graya, przekonać go, że warto żyć dalej, nawet jeśli zabraknie wiary.
Mimo majaczącej świadomości, o zbliżającej się otchłani, jego batalia wciąż trwała. Tym razem z istotą diaboliczną, nie znającą takich uczuć jak miłość. Wykorzystując resztki magii Smoczej Siły robił wszystko, żeby Acnologia zostawiła Graya w spokoju. Nie poddawał się, walczył do końca z własnym osłabionym organizmem, bo raz powzięte decyzje musiały zostać zrealizowane. Za wszelką cenę. I udało się, potwór odchodził, a Dragneel, nie mogąc się ruszyć, oczekiwał na śmierć.
Czarny Smok Zagłady, siejąc zniszczenie, oszczędził tylko ich. Gray nie mógł wiedzieć, że to zasługa Natsu, który jakimś cudem wpłynął na Acnologię. Zrobił to, mimo wszystko. Choć los już był przesądzony, to jednak mógł trochę odwlec w czasie to, co nieuniknione. Przedłużyć ich wspólne cierpienie o parę płytkich oddechów.
Dragneel nie potrafił wyjaśnić jakim cudem przekaz myślowy dotarł do adresata, zresztą nawet go to nie obchodziło. Ważne było, żeby choć jeden z nich przeżył, a wiedział doskonale, że on sam, już z tego nie wyjdzie.
„A czemu nie dziś?”
***
Otumaniony bólem, rozrywającym żalem i coraz bardziej pogłębiająca się rozpaczą, Gray dopuścił do siebie kolejne uczucie. Determinację. Chciał umrzeć, tak, życie bez Natsu nie wchodziło w grę, było niepotrzebne i pragnął śmierci, ale nie zdechnie jak jakiś pies w połowie drogi.
Musiał ten ostatni raz na niego spojrzeć, zacisnął więc zęby i znów mozolnie posuwał się po piaszczystym podłożu. Żaden pan śmierci, o ile taki w ogóle istnieje tam po drugiej stronie, mu tego nie zabroni. Nie odda się w objęcia ciemności zanim tego nie zrobi. Sapał i zagryzał zęby, pluł krwią, ale nie zwracał na to uwagi. Jeszcze tylko trochę, tylko kawałeczek. Wytrzyma. Zrobi to dla niego, tak jak nie raz Natsu poświęcał się dla Graya, dla nich.
Fullbaster wiedział, że padnie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale dopiero przy Natsu. Nie wcześniej, o nie. Zawsze byli razem, kradnąc cenne minuty z ich skomplikowanego życia, wykorzystując je do maksimum.
Zawsze razem, razem też i na końcu.
„ A czemu nie dziś?”
Znalazł się już na wyciągnięcie ręki od ciała partnera i naraz zesztywniał cały, gdy spostrzegł, że jego klatka piersiowa jeszcze się porusza. Natsu żył. Ledwo, ale żył. Gray obrzucił go bacznym spojrzeniem, natychmiast zdając sobie sprawę, że ten, będąc na skraju śmierci, używa Trybu Smoka. Chwilowy szok, szybko zniknął, za to coś ścisnęło go w gardle, mocno, niemal dusząc. Uczucie, że Natsu czekał aż Gray się pojawi, niemal pozbawiło go tchu.
— G…Gra...y... — z trudem wycharczał Natsu, który raczej wyczuł jego obecność, niż zobaczył. — Ż… żyj! — dodał z niezwykłą mocą, wprawiając partnera w osłupienie.
Mag Lodu zrozumiał, że to nie próba wymuszenia obietnicy, przyrzeczenia. To była prośba, ostatnia w jego życiu, która pozwoli mu w spokoju przejść na drugą stronę. W jednym momencie, postanowił ją spełnić, zgadzając się przyjąć piętno jakim Dragneel miał zamiar go obarczyć. Skinął wolno głową, hamując się od zaprzeczenia, od chęci przyznania się, że tylko poprzez śmierć dozna ukojenia po jego stracie. Jeśli tego właśnie chciał, spełni żądanie.
— P… Powiedz… — Znów z trudem odezwał się Natsu, a na czoło wystąpił mu pot. Zaczął drżeć, nie panował nad odruchami sponiewieranego ciała. Tracił koncentrację, nie miał już sił by utrzymywać otwarte oczy.
Gray złapał go za dłoń, ściskając mocno, mimo własnego braku sił. Wiedział o co ten prosi, wiedział, co Natsu chce usłyszeć.
***
Siedzieli na kanapie, w malutkim pokoju Natsu. Gray obejmował go jedną ręką za szyję, drugą bawiąc się dłuższymi kosmykami włosów Dragneela. Dłoń Smoczego Zabójcy spoczywała na jego kolanie. Miał zamknięte oczy i spokojną twarz. Całkowicie rozluźniony, z lubością podawał się delikatnej pieszczocie.
— Natsu — mruknął Gray, zbliżając twarz do jego szyi i znacząc ją pocałunkami. Kątem oka widział jak usta chłopaka unoszą się do uśmiechu. Przygryzł delikatnie płatek jego ucha, na co chłopak cichutko jęknął zadowolony. Znał wszystkie jego wraźliwe miejsca, wiedział co zrobić, by ujrzeć w ciemnych oczach pożądanie. I już chwilę później leżał przyciśnięty do łóżka, a język Natsu znaczył mokre ślady na jego brzuchu.
Obaj zdawali sobie sprawę, jak poważna jest ich relacja, jednak nigdy nie nazwali jej słowami. Nie były potrzebne. Deklaracje i zapewnianie się o uczuciu, nigdy nie było dla żadnego ważne. Bo doskonale o tym wiedzieli i to w zupełności im wystarczało.
***
Już otwierał usta, mając zamiar się odezwać, gdy poczuł jak ręka, którą trzymał wiotczeje.
— Powiem! Obiecuję. — Gray nie zwracał uwagi na łzy. A może nie zdawał sobie w ogóle sprawy, że płacze? Zawdzięczał mu wszystko, najszczęśliwsze chwile spędził właśnie z nim.Więc dlaczego nie miałby spełnić jego ostatniej prośby? — Ko… — zamilkł, gdy zrozumiał, że już za późno. Natsu przestał oddychać.
Rysy twarzy wygładziły się, ślady po trybie Smoczej Siły znikły, a półprzymknięte oczy sprawiały wrażenie jakby Dragneel dopiero co zamierzał je otworzyć. Jednak pobrudzone i podarte ubrania, wszechobecna krew, krzywo zawiązany szalik i krajobraz, jaki został po bitwie, dobitnie dawały do zrozumienia, że to koniec.
— Dlaczego właśnie dziś nie pozwoliłeś mi dokończyć, Natsu? — spytał cicho, wiedząc, że odpowiedź nie nadejdzie.