Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

Gratsu Fairy Tail

Gratsu Fairy Tail

czwartek, 17 listopada 2016

A czemu nie dziś?



Okeeeej. No to na wstępie powiem, że nie wiem, serio, nie mam pojęcia co mnie podkusiło, żeby to napisać. I opublikować w dodatku. Więc hm… nie zabijajcie mnie? ;____; Naprawdę nienawidzę dram i angstów, unikam wszystkiego co ma z tym jakikolwiek związek, a jednak stworzyłam takiego fika. Chyba już mi się zmysły pomieszały, więc wybaczcie…
Nie mniej inspiracją było to: Thousand Foot Krutch - War of Change

Tytuł: A czemu nie dziś *
Gatunek: Drama, angst!
Pairing: Natsu/Gray
Ostrzeżenia: Uwaga na nisko latające przecinki i byki wszelakie x)
Uwagi: Mimo że fik osadzony został w kanonie, to proszę nie doszukiwać się podobieństw do niego. Użyczyłam sobie tylko mangowego świata, cała reszta jest chorym wymysłem mojej wyobraźni, więc nie ma tam pokrycia z wydarzeniami z mangą, śmiem twierdzić nawet, że ten tekst może zostać przez niektórych odebrany jako kiepski żart, bo wydarzenia w nim zawarte są zupełnie nieprawdopodobne, noaleno x).
*"A czemu nie dziś?” (Cytat zapożyczony z książki Andrzeja Ziemiańskiego pt ”Achaja”)
I jak pisałam wyżej jest to angst, więc w fiku występuje śmierć głównego bohatera.


A czemu nie dziś?

Szybkie rozpoznanie i rzucenie się w wir walki. Szczęk broni, krzyki walczących oraz huki po zastosowaniu technik – tylko to towarzyszyło dwóm magom z Fairy Tail w starciu z wrogiem. Choć było coś jeszcze. Coś nic nieznaczącego dla postronnego obserwatora. Oni sami.
Świadomość, że gdzieś niedaleko walczy partner dodawała im odwagi, podwajała możliwości, mobilizowała do jak najszybszego pokonania przeciwników. Nikt nie wpadłby na to, gdyby przyglądał się ich walce z ukrycia. Żadnemu człowiekowi nie przeszłoby przez myśl, że to obecność tego drugiego daje tak wspaniałe widowisko. Ktokolwiek, kto przypadkiem natknąłby się na bitwę z ich udziałem mógłby śmiało rzec, że to najlepsze kwalifikacje i nieskończona liczba treningów dają takie wspaniałe rezultaty. Określenia jakie im nadawano były różne, choć dotyczyły zawsze tego samego: niezniszczalni, niepokonani, nie do zatrzymania, najlepsi.
Również w Gildi tak byli postrzegani. Duet idealny. Tak było na każdej dotychczasowej misji.
Ale nie dziś.

***

Nigdy nie było wiadomo, kiedy standardowe zadanie może zmienić się niemal w samobójczą misję. Przecież, niekiedy, nawet zwykła banda rzezimieszków nagle pokazywała poziom niemal taki sam, jaki reprezentowała dwójka magów. Byli przyzwyczajeni, że często spotykali się z o wiele większą liczbą i siłą przeciwników. Zwykle to nie sprawiało trudności. Nieprzewidziane sytuacje stanowiły dla zespołu dodatkowe wyzwanie, ale byli na to przygotowani. Gray nigdy nie zakładał z góry, że wszystko, na co został przygotowany w Gildii,  ma pokrycie w rzeczywistości. Natsu też, w miarę upływu czasu, nauczył się, że odczytywane z tablicy zadanie, to przeważnie tylko wstęp do tego, co ich czeka.
Może punktem zwrotnym okazało się, przez nikogo niespodziewane, wkroczenie na scenę Zerefa i Acnologii?
Na pewno.

***

— Naaaatsu!
Krzyk, dziki wrzask wydobywający się z gardła, poprzedzony krótkim, ale bardzo intensywnym bodźcem, który dotarł do mózgu Fullbastera poprzez wzrok. Oczy nie kłamały, ten zmysł na pewno nie podał mu fałszywej informacji. Wbrew pozorom, w czasie najgorszego, nie było zwolnionego tempa, zatrzymania się wiatru czy czegokolwiek wokół. Wszystko potoczyło się tak szybko, że gdyby tylko sytuacja przedstawiała się inaczej mógłby pomyśleć, że to tylko jakiś chory wytwór jego wyobraźni.
Pole bitwy zasłane trupami i wciąż walczącymi. Zaraz, zaraz, walczącymi? Zrozumiał, że nadeszły posiłki. Szkoda, że zdecydowanie za późno. Szybko odrzucił to spostrzeżenie, teraz nie było ważne. Nie był roztrzęsiony, żaden mięsień nie drgał złowieszczo. Wyćwiczone do perfekcji na niepoddawanie się emocjom w czasie walki ciało, wspaniale spisało się i tym razem. Cały koszmar tkwił i rozgrywał głęboko w jego umyśle, by z zewnątrz wciąż być gotowym. I, gdyby to nie śmierć partnera, a całej masy wrogów, byłby z siebie dumny.

***

Gray widział wyraźnie, jak Dragneel upada. Ułamek sekundy później dotarło do niego, co to znaczy. Smoczy Zabójca nigdy nie padał bezwładnie, gdy wokół toczyła się bitwa. Nie mogąc odwrócić wzroku obserwował, jak powoli, opieszale wręcz, lecz systematycznie i nieubłaganie, ulatuje z niego życie. Wrzawa wokół nie zmalała ani na chwilę, miał wrażenie że wzmogła się po stokroć. Wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że to jego własny, zdradliwy głos, jest tego przyczyną.
Ciało rwało się do biegu wbrew logice, wbrew świadomości, że sam jest poważnie ranny – wbrew wszystkiemu. Niestety, osunął się ciężko na kolana, nie mogąc ustać na nogach i pozwolił sobie na krzyk. Rozpaczliwy, przerażający wręcz wrzask. Tylko to mu pozostało, gdy bezsilny obserwował, jak w Natsu gaśnie i dusza i serce.
Darł się, wył, zdzierał gardło. On sam. Ale gdyby ktoś go spytał, bez wahania powiedziałby, że krzyczało tysiąc osób. Bo to niemożliwe, by jeden człowiek spowodowała taki hałas. Niemożliwe, by te dźwięki zatrzymały szarżujących wrogów, którzy zdezorientowani takim postępowaniem, oddalali się, szukając innego przeciwnika.
Rozpacz, bezdenna nieruchoma otchłań. Brak sił i najgorsze co może spotkać maga – zrezygnowanie.
Ciemność. Tylko ona mu pozostała. Chciał jej się oddać, nie miałby nic przeciwko, gdyby go pochłonęła. Zasługiwał na to. Zdecydowanie.
Nieruchomiejący Natsu – widok, którego nie zapomni po kres swych dni. Gray uciskał głęboką ranę na brzuchu, zadaną przez szalejącą Acnologię, coraz słabiej. Nie widział sensu w ratowaniu własnego życia, przetrwaniu, istnieniu. Wszystkie pozytywne emocje po prostu odpłynęły. Nie miał już nadziei, porażka osoby najważniejszej dla niego, pozbawiło go złudzeń, że wszystko będzie dobrze.
Jednak, nie mogąc odwrócić wzroku, uparcie modląc się o łaskę, dostał coś w zamian. Nieznane do tej pory, cicho wkradające się do umysłu uczucie pogodzenia się z losem. Lekki uśmiech wkradł się na jego oblicze, prawie niedostrzegalny, możliwe, że sam nie zdawał sobie sprawy z tego, że się uśmiecha. Niczym szaleniec. Tak jakby odkrył, co teraz należy zrobić, co jest jego powinnością.
Czuł gorąco na plecach, zapewne pochodzące od pożaru. Acnologia miotał, zabójczą magią na oślep, niszcząc wszystko wokół. Ale nie jego. Jakby celowo omijał Graya, nie chcąc go zabijać, tak by ten cierpiał jeszcze bardziej. Mag Lodu, zaślepiony rozpaczą, w ogóle nie zwracał uwagi na bestię.
Przypomniał sobie słowa, które powtarzał Natsu przed każdą misją, gdy Gray prosił, by nie dał się zabić. Przechylał wtedy przekornie głowę, mrużył oczy i mówił z tym swoim cudownym uśmiechem: „A czemu nie dziś?” Zawsze był pełen optymizmu, zarażał innych swoim pogodnym sposobem bycia.
Gdy Gray próbował coś jeszcze dodać, zamykał mu usta pocałunkiem, kończąc dyskusję.

***

Wspólne rozmowy, ukradkowe spojrzenia, szukanie sposobności, by zbliżyć się do tego drugiego.
Coraz częstsze treningi, chęć przypadkowego dotyku, niezrozumienie. Strach o odrzucnie, wewnętrzna walka z samym sobą, by stłumić niepokojące uczucia. W końcu, akceptacja odmienności.
Ryzyko powiedzenia prawdy i ulga, gdy została odwzajemniona.
Ciepłe dłonie na ciele, urywane spazmatyczne oddechy, błyszczące w ciemności oczy. Idealnie zgrany rytm i jęki wydobywające się z gardeł. Spełnienie.
Zadowolenie ze wspólnie spędzonego czasu, szczęście gdy partner był blisko, radość ze zwykłych rzeczy.
Poczucie bezpieczeństwa, gdy budził się w nocy, bo Natsu strasznie się wiercił.

***

No właśnie, dlaczego nie dzisiaj? Czemu to nie dziś miałby umrzeć? Czym różnił się ten dzień od każdego innego? Niczym.
— Więc, czemu nie dziś, Natsu? — szepnął w przestrzeń.
Odsunął dłoń, przestając tamować krwotok i z trudem, na kolanach, przesuwał się w stronę Dragneela. Moc go opuszczała z każdym przebytym kawałkiem drogi. Cel jego wędrówki był już blisko, a jednocześnie, tak cholernie daleko.
Nie, jeszcze nie, upomniał się i ostatkiem sił, na powrót ucisnął ranę. Była poważniejsza niż sądził na początku. Trzymanie ręki na własnych trzewiach spowolniało go jeszcze bardziej, ale wiedział, że wytrzyma. Najpierw tam dotrze, dopiero potem umrze.
Nie bał się śmierci, ból go nie interesował. Obawiał się jednego, a cała reszta nie miała znaczenia. Zawładnął nim strach, że ostatnie minuty życia spędzi bez Natsu. Tylko ta jedna myśl potrafiła go w tym momencie przerazić. Obok niego, razem z nim, nieważne jak to nazwać, byleby być tuż przy chłopaku.
Dragneel nie mógł się ruszyć, zapewne pozbawiony magii i skrajnie wyczerpany, ale on, Gray, jeszcze żył. I będzie panem swego losu, swojego nędznego kończącego się życia i sam dokona wyboru gdzie i kiedy złoży broń! Na pewno nie tutaj, był zdecydowanie zbyt daleko.
Jeszcze bliżej, trochę bliżej, popędzał się w myślach, choć ciało nie reagowało na żałosne nakazy.

***

Natsu leżąc na twardej ziemi, zamiast martwić się o siebie, błagał smoka, by nie zabijał Fullbastera. Podtrzymując tryb Smoczej Siły, próbował siłą woli odciągnąć Acnologię od partnera. Musiał ocalić Graya, przekonać go, że warto żyć dalej, nawet jeśli zabraknie wiary.
Mimo majaczącej świadomości, o zbliżającej się otchłani, jego batalia wciąż trwała. Tym razem z istotą diaboliczną, nie znającą takich uczuć jak miłość. Wykorzystując resztki magii Smoczej Siły robił wszystko, żeby Acnologia zostawiła Graya w spokoju. Nie poddawał się, walczył do końca z własnym osłabionym organizmem, bo raz powzięte decyzje musiały zostać zrealizowane. Za wszelką cenę. I udało się, potwór odchodził, a Dragneel, nie mogąc się ruszyć, oczekiwał na śmierć.
Czarny Smok Zagłady, siejąc zniszczenie, oszczędził tylko ich. Gray nie mógł wiedzieć, że to zasługa Natsu, który jakimś cudem wpłynął na Acnologię. Zrobił to, mimo wszystko. Choć los już był przesądzony, to jednak mógł trochę odwlec w czasie to, co nieuniknione. Przedłużyć ich wspólne cierpienie o parę płytkich oddechów.
Dragneel nie potrafił wyjaśnić jakim cudem przekaz myślowy dotarł do adresata, zresztą nawet go to nie obchodziło. Ważne było, żeby choć jeden z nich przeżył, a wiedział doskonale, że on sam, już z tego nie wyjdzie.
„A czemu nie dziś?”

***

Otumaniony bólem, rozrywającym żalem i coraz bardziej pogłębiająca się rozpaczą, Gray dopuścił do siebie kolejne uczucie. Determinację. Chciał umrzeć, tak, życie bez Natsu nie wchodziło w grę, było niepotrzebne i pragnął śmierci, ale nie zdechnie jak jakiś pies w połowie drogi.
Musiał ten ostatni raz na niego spojrzeć, zacisnął więc zęby i znów mozolnie posuwał się po piaszczystym podłożu. Żaden pan śmierci, o ile taki w ogóle istnieje tam po drugiej stronie, mu tego nie zabroni. Nie odda się w objęcia ciemności zanim tego nie zrobi. Sapał i zagryzał zęby, pluł krwią, ale nie zwracał na to uwagi. Jeszcze tylko trochę, tylko kawałeczek. Wytrzyma. Zrobi to dla niego, tak jak nie raz Natsu poświęcał się dla Graya, dla nich.
Fullbaster wiedział, że padnie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale dopiero przy Natsu. Nie wcześniej, o nie. Zawsze byli razem, kradnąc cenne minuty z ich skomplikowanego życia, wykorzystując je do maksimum.
Zawsze razem, razem też i na końcu.
„ A czemu nie dziś?”
Znalazł się już na wyciągnięcie ręki od ciała partnera i naraz zesztywniał cały, gdy spostrzegł, że jego klatka piersiowa jeszcze się porusza. Natsu żył. Ledwo, ale żył. Gray obrzucił go bacznym spojrzeniem, natychmiast zdając sobie sprawę, że ten, będąc na skraju śmierci, używa Trybu Smoka. Chwilowy szok, szybko zniknął, za to coś ścisnęło go w gardle, mocno, niemal dusząc. Uczucie, że Natsu czekał aż Gray się pojawi, niemal pozbawiło go tchu.
— G…Gra...y... — z trudem wycharczał Natsu, który raczej wyczuł jego obecność, niż zobaczył. — Ż… żyj! — dodał z niezwykłą mocą, wprawiając partnera w osłupienie.
Mag Lodu zrozumiał, że to nie próba wymuszenia obietnicy, przyrzeczenia. To była prośba, ostatnia w jego życiu, która pozwoli mu w spokoju przejść na drugą stronę. W jednym momencie, postanowił ją spełnić, zgadzając się przyjąć piętno jakim Dragneel miał zamiar go obarczyć. Skinął wolno głową, hamując się od zaprzeczenia, od chęci przyznania się, że tylko poprzez śmierć dozna ukojenia po jego stracie. Jeśli tego właśnie chciał, spełni żądanie.
— P… Powiedz… — Znów z trudem odezwał się Natsu, a na czoło wystąpił mu pot. Zaczął drżeć, nie panował nad odruchami sponiewieranego ciała. Tracił koncentrację, nie miał już sił by utrzymywać otwarte oczy.
Gray złapał go za dłoń, ściskając mocno, mimo własnego braku sił. Wiedział o co ten prosi, wiedział, co Natsu chce usłyszeć.

***

Siedzieli na kanapie, w malutkim pokoju Natsu. Gray obejmował go jedną ręką za szyję, drugą bawiąc się dłuższymi kosmykami włosów Dragneela. Dłoń Smoczego Zabójcy spoczywała na jego kolanie. Miał zamknięte oczy i spokojną twarz. Całkowicie rozluźniony, z lubością podawał się delikatnej pieszczocie.
— Natsu — mruknął Gray, zbliżając twarz do jego szyi i znacząc ją pocałunkami. Kątem oka widział jak usta chłopaka unoszą się do uśmiechu. Przygryzł delikatnie płatek jego ucha, na co chłopak cichutko jęknął zadowolony. Znał wszystkie jego wraźliwe miejsca, wiedział co zrobić, by ujrzeć w ciemnych oczach pożądanie. I już chwilę później leżał przyciśnięty do łóżka, a język Natsu znaczył mokre ślady na jego brzuchu.
Obaj zdawali sobie sprawę, jak poważna jest ich relacja, jednak nigdy nie nazwali jej słowami. Nie były potrzebne. Deklaracje i zapewnianie się o uczuciu, nigdy nie było dla żadnego ważne. Bo doskonale o tym wiedzieli i to w zupełności im wystarczało.

***

Już otwierał usta, mając zamiar się odezwać, gdy poczuł jak ręka, którą trzymał wiotczeje.
— Powiem! Obiecuję. — Gray nie zwracał uwagi na łzy. A może nie zdawał sobie w ogóle sprawy, że płacze? Zawdzięczał mu wszystko, najszczęśliwsze chwile spędził właśnie z nim.Więc dlaczego nie miałby spełnić jego ostatniej prośby? — Ko… — zamilkł, gdy zrozumiał, że już za późno. Natsu przestał oddychać.
Rysy twarzy wygładziły się, ślady po trybie Smoczej Siły znikły, a półprzymknięte oczy sprawiały wrażenie jakby Dragneel dopiero co zamierzał je otworzyć. Jednak pobrudzone i podarte ubrania, wszechobecna krew, krzywo zawiązany szalik i krajobraz, jaki został po bitwie, dobitnie dawały do zrozumienia, że to koniec.
— Dlaczego właśnie dziś nie pozwoliłeś mi dokończyć, Natsu? — spytał cicho, wiedząc, że odpowiedź nie nadejdzie.




poniedziałek, 14 listopada 2016

Kłamstwo przeminie, prawda nie zginie - 7/?

Proszę, przed Wami siódma część opka. Mam nadzieję, że macie ochotę na więcej, bo w zamierzeniu jeszcze kilka części będzie xD.
Będę wdzięczna za wytknięcie błędów, a także za jakąkolwiek opinię.

Rozdział 7


Natsu podejrzewał, że zaraz go szlag trafi. Bo ileż można siedzieć i wysłuchiwać reprymendy od jazgoczącej koleżanki, która w bardzo niecenzuralnych słowach powiedziała mu właśnie jak źle i okropnie się czuła, gdy ten schlał się jak świnia? Co ona, jego matka żeby mu łeb suszyć o pierdoły? Jakoś nie bardzo przejął się tym, że sprawił jej zawód. Ale przez dosyć długi czas, Heartofilia, co chwilę wracała do tego wątku, jakby chcąc sprowokować go do przeprosin. I, w dodatku, zaczęła nadawać coś o tym, że delegacja Sabertooh przybyła tu po to, żeby zawrzeć sojusz z Fairy Tail, a nie imprezować. Jaki, kurwa, sojusz? Nic nie wiedział, na ten temat i szczerze mówiąc miał to gdzieś. Zresztą, to niby jego wina, że Sting i reszta po krótkim przywitaniu chcieli udać się na jednego? Nie. Przecież tylko ich zaprowadził, a że w końcu dał się namówić i wypił z nimi parę piw? A to, że reszta towarzystwa się wykruszyła, sprawiając, że tylko on i Sting postanowili siedzieć dalej, to już ich sprawa. Dawno się nie widzieli, mieli więc okazję pogadać i powspominać stare czasy. Fakt, lekko się wystraszył, gdy obudził się na podłodze gildii i stwierdził, że nic nie pamięta. Jednak Rufus i Orga musieli już opowiedzieć innym, że po prostu wczoraj przesadzili z alkoholem, bo Heartofillia zdążyła mu to wypomnieć chyba z dziesięć razy.
Chyba nawet zbyt impulsywnie zareagował, miażdząc Lucy w uścisku na wieść, że wczoraj nic nie nawywijał, tylko najzwyczajniej w świecie się schlał. Choć ona myślała inaczej, to Natsu z wielką ulgą przyjął wiadomość, że jest kompletnym idiotą, skoro upił nie tylko siebie, ale też mistrza innej gildii. I jeszcze ten cholerny Gajeel, który zaczął krzyczeć, że jak mają zamiar się obłapiać, to niech idą w ustronne miejsce. A on tylko cieszył się, że zapełnił lukę w pamięci. Posłał mu mordercze spojrzenie, mówiące, że policzą się później, mając na myśli, że spuści mu za ten durny tekst ostry łomot. I pewnie wtedy musiał zauważyć to Fullbuster. Szkoda tylko, że Lucy nie powiedziała mu parę sekund wcześniej, że chłopak tam był. A teraz jego pech znów dał o sobie znać.
Jego bębenki uszne dosłownie pękały od nieustającego słowotoku, po krótkiej chwili postanowił się więc wyłączyć, całkowicie ignorując wybuch dziewczyny, marząc tylko o tym, żeby w końcu stąd odejść. Był zmęczony, głodny i naprawdę chciał mieć już święty spokój. Wciąż odczuwał skutki wczorajszej imprezy, więc chciał pożądnie wypocząć i pozbyć się uporczywego pulsowania w skroniach.
— Natsu? Halo! Żyjesz? —  Lucy zamachała mu dłonią przed twarzą. —  Natsu do jasnej cholery, co się z tobą dzieje? —  krzyknęła, próbując wymusić na nim jakąkolwiek reakcję.
— Nic. Serio.
— Nic? — Lucy spojrzała na niego z ukosa.
— No. Nic. — Wzruszył ramionami, nie przejmując się tym, że dziewczyna pewnie poczuła się obrażona tak jawną ignorancją.
— Tylko tyle masz do powiedzenia?! — Lucy nie mogła uwierzyć, że najwyraźniej wszystko co mu powiedziała, obeszło go jak zeszłoroczny śnieg.
— Tak, tylko tyle — westchnął cierpiętniczo, odpychając ją delikatnie. Miał dość tej chorej sytuacji. — A teraz wybacz muszę iść. — dodał, nie patrząc jej w oczy.
Gdy zauważył, że dziewczynę po prostu zamurowało, wstał z miejsca, rozglądając się na boki. Widząc kilka par oczu bezczelnie wgapiających się w niego, rzucił tylko krótkie: “to narazie!” i ewakuował się za drzwi.
Po szybkim przejściu kilku metrów, skręcił w boczną alejkę i pozwolił sobie na złapanie oddechu. Oparty plecami o ścianę, przymknął oczy, analizując wszystko co usłyszał. Wiedział że zachował się jak palant, jednak nic nie mógł na to poradzić. Zresztą miał gdzieś to, co Mag Gwiezdnych Duchów o nim myśli. I w sumie nie tylko jej zdanie miał w głębokim poważaniu. Najbardziej interesowało go zdanie Graya, bo po ostatnich wydarzeniach, Natsu zaczynał mieć wątłą iskierkę nadziei. W końcu, jakby nie patrzeć to Gray nie odepchnął go, nie przywalił mu, nie zwymyślał. Zrobił za to coś, przez co jego kolana miękły na samo wspomnienie. Tak bardzo chciałby wrócić do tamtej chwili i zatrzymać czas. Najlepiej na wieczność.
Odepchnął się od fasady budynku, gdy uzmysłowił sobie, że za długo już tam tkwi, jednak nagle, ktoś mocno go popchnął, przez co z powrotem wpadł na ścianę.
— Kurwa mać! — zaklął głośno, uderzając tyłem głowy w mur. Skutki wczorajszej popijawy wciąż dawały mu się we znaki, inaczej na pewno nie straciłby kontroli nad ciałem. Poczuł, że robi mu się słabo, a przed oczami pojawiły się mroczki, zaburzając pole widzenia i otumaniając resztę zmysłów.
— Szlag! — krzyknął, odruchowo rozwijając pięść do zadania ciosu.
— Zamknij się, głąbie — rozległ się głos, tuż przy jego uchu i w tej samej sekundzie, ignorując ból, Natsu otworzył oczy. I zgłupiał. Bo tuż przed nim stał nie kto inny, tylko Gray.
— Co ty robisz, debilu? — niemal warknął Natsu, mierząc go wściekłym spojrzeniem. Jednak zamiast odpowiedzi został na powrót przyciśnięty do twardej ściany, ze zdziwieniem odnotowując, że twarz Fullbastera jest stanowczo za blisko jego własnej. Czuł jego oddech na skórze, a poczucie dyskomfortu spotęgowało się, gdy poczuł zimne dłonie na swoim brzuchu.
— C-co ty…
— Przekonuje się o czymś — odpowiedział spokojnie Gray, wpatrując się w ciemnozielone oczy Natsu.
— C… — Nie miał szans by cokolwiek więcej z siebie wykrztusić, bo poczuł jego gorące usta na swoich.
Całkowicie zaskoczony znieruchomiał, niemal sparaliżowany tym niespodziewanym doznaniem. Przyjemne ciepło rozlało się po jego wnętrzu, gdy uchylił wargi, pozwalając na więcej.Napierające na niego ciało Graya niemal odebrało mu zmysły. Chciał tego, tak cholernie tego chciał! Coś, co wydawało mu się nierealne właśnie się działo. Nieświadomie złapał Maga Lodu za ciemne kosmyki włosów, pragnąc całym sobą, by ta chwila trwała wiecznie. Zjechał dłońmi na kark, przyciągając go jeszcze bliżej. Po chwili, wyczuł wędrującą po jego plecach rękę Greya, która zjeżdżała coraz niżej, ku linii bioder. I właśnie wtedy, w jakimś dziwnym przebłysku świadomości, dotarło do niego w pełni, co się dzieje. To nie mogła być prawda, coś było zdecydowanie nie tak! Zachowując resztki przytomności, zdecydowanie odsunął od siebie Graya.
— Przestań — wychrypiał Dragneel, dysząc ciężko.
Przed chwilą, zamglone pod wpływem pocałunku oczy Natsu, teraz miotały w jego stronę nienawistne spojrzenia, nabrzmiałe usta zacisnęły się, ukazując grymas niezadowolenia na zaczerwienionej twarzy.
— Uspo...
— Przestań! — Odepchnął od siebie Maga Lodu, nic nie robiąc sobie z tego, że ten najwyraźniej próbował coś powiedzieć — Co to, kurwa, było?! — Pociemniałe z gniewu tęczówki błysnęły groźnie, lustrując jego sylwetkę. —  Myślisz, że to śmieszne? Otóż, nie, więc przestań się mną bawić! Jesteś dupkiem, Gray! — Zacisnął pięść, która po chwili trafiła idealnie w jego splot słoneczny.  
Gray przyjął cios, jednak nie zareagował. Wiedział, że mu się należało.

***

Kłamca. Oszust. Łgarz. Matacz. Ściemniacz.
Te wszystkie określenia tłukły się po głowie Grayowi, który szybkim krokiem, kilka dni później, przemierzał uliczki Magnolii. Pięknie, po prostu kurwa pięknie… Dlaczego? Bo sam zwątpił czy obelgi jakich używał w myślach kierował do swojego najlepszego kumpla, czy może… do siebie samego. Od paru dni nie nadawał się kompletnie do niczego, nawet do zwykłej rozmowy, bo dosłownie warczał na wszystko i wszystkich. Jego kiepski humor prawdopodobnie spowodowany był tym, że nie mógł nigdzie namierzyć tego idioty, który tak cholernie namieszał mu w głowie. Psiocząc pod nosem, udał się w stronę parku, postanawiając wydłużyć trochę drogę do domu. Może jednak uda mu się go gdzieś spotkać, a tymczasem umysł znów został zalany falami wspomnień.
Nie wiedział czemu, ale po zauważeniu jak Natsu trzyma w ramionach Lucy, wszystko się w nim zagotowało. Chyba był chory i najzwyczajniej w świecie zwariował. Tak, to była świetna wymówka, do tego, że sam dosłownie rzucił się na niego, sięgając ust. Zwariował i kropka. Owszem, chciał to później wytłumaczyć, choć nie bardzo wiedział nawet jak. Jednak nawet nie było mu to dane, bo przyjaciel, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, odszedł. Po wcześniejszym przyłożeniu mu, oczywiście.
Przystanął w cieniu wielkiego drzewa, bezsilnie ściskając ręce w pięści. Co się do jasnej cholery z nim dzieje? pytał sam siebie w myślach po raz setny. Im dłużej nad tym wszystkim myślał, tym gorsze wnioski z tego wyciągał. Owszem, był wkurzony, gdy zobaczył ich razem, jednak uspokoił się szybko, wiedząc, że to na pewno nic takiego. Przecież Smoczy Zabójca wyraźnie powiedział, że kobiety go nie interesują. Zacisnął zęby, przyznając w myślach, że ten widok po prostu go zirytował. Wkurzył. A nawet bardziej niż wkurzył. I to dlatego postanowił na chłopaka zaczekać. Chciał pogadać, wyjawić jakie zamieszanie ma w głowie przez wiedzę, że Natsu coś do niego czuje. A  wystarczyło, że go zobaczył, stracił cały rozsądek! Coś go do niego przyciągało, a on nie potrafił się oprzeć.
Wciągnął gwałtownie powietrze, gdy pozwolił przywołać do siebie myśl, której wcale nie chciał dopuścić do rozsądku. Bo tak szczerze mówiąc jemu się to po prostu… podobało. Aż sapnął z zażenowania, zrozumiawszy o czym właśnie rozważał. Nie, żeby wcześniej o tym nie myślał. Tylko jakoś tak zawsze potrafił urwać te niedokończone, chaotyczne obrazy, a teraz… cóż. Po prostu odważył się doprowadzić te myśli do końca, nic więcej. Co to więc znaczyło? Że on…? Nie. Nie! Nienienie! A może jednak?
Bo żeby nie było! Naprawdę nie spodziewał się, że ten pocałunek - zaskakujący, mocny, trochę brutalny, a jednocześnie taki żywy i pełen emocji, które Dragneel tak starał się ukryć, a które nie wytrzymały i spłynęły na nich oboje potężną falą - sprawi, że cały świat wywróci się do góry nogami. I to on sam go zainicjował. Nie wiedział tylko do końca dlaczego tak postąpił. I tu tkwił problem. Akurat tego się po sobie nie spodziewał. Lecz musiał przyznać, że było to hm… cenne doświadczenie. Równocześnie niepokojące i powodujące mętlik w jego dotychczas poukładanym życiu. Nie żeby narzekał, a może właśnie wręcz powinien narzekać, skoro teraz zjadały go te uporczywe wizje i myśli o chłopaku. Chętnie spróbowałby jeszcze raz, gdyby tylko Natsu…
O kurwa.
To był impuls. Chwila, która zaważyła na wszystkim. Ten niespodziewany krok, jaki wykonał, miał mu dać ukojenie, a nie wprost przeciwnie, pogłębić frustrację. Nie był pewny, że to zrobi, a jednak zrobił. Lecz słowa jakimi obdarzył go Dragneel, zaskoczyły go. Jeszcze przymknął by oko, gdyby został zwyzywany stosem inwektyw, ale to, że się nim bawi? Nie tego się spodziewał. Choć tak właściwie, to niczego innego się nie spodziewał. Przecież do tej pory, nigdy nie dał mu żadnego znaku, nic co mogłoby wskazywać na jakiekolwiek zainteresowanie. Mimo to, gniewne słowa Natsu, że Gray się nim bawi, bolały. Tylko dlaczego Natsu tak zareagował? Czemu tak się wściekł? Fullbaster westchnął cicho, dopiero po chwili, przyznając się sam przed sobą, że zagrał nieczysto i Dragneel miał pełne prawo postąpić tak, a nie inaczej. Jednak nie mógł już dłużej wytrzymać, tak cholernie tego chciał. Usta Natsu tak bardzo go kusiły, gdy tylko po raz pierwszy ich posmakował. Oczywiście przez niefortunny wypadek, ale jednak.Zdawał sobie sprawę, że chłopak teraz nie będzie pałał entuzjazmem do współpracy, skoro przez tyle czasu Gray miał w głębokim poważaniu jego uczucia, ale postanowił zawalczyć o jego zaufanie. Wiedział, że jeśli będzie cierpliwy, zdoła go przekonać że… No właśnie, że co? Nie potrafił dokładnie sprecyzować co, ale na pewno coś. Wolał dłużej tego nie roztrząsać, wnioski jakie z tego wyciągał nie nastrajały go zbyt optymistycznie. Owszem, miał zamiar iść i z nim pogadać, szczerze wyłożyć karty na stół. Ale jeszcze nie teraz. Jakoś nie miał ani ochoty ani, co aż śmieszne, odwagi. Wolał, by Smoczy Zabójca najpierw ochłonął. Choć co to zmieni? Na razie i tak, nie mógł go znaleźć, więc pewnie minie dużo czasu nim sprawy jakoś się ułożą. Ale do jasnej cholery, on nie chciał by ułożyły się “jakoś”! Wolałby inne rozwiązanie.  
Doskonale wiedział, co musi zrobić. Znaleźć tego głupka i… No w każdym razie, znaleźć. A później? Westchnął. Najwyżej będzie improwizował.


***


Nie mogąc sobie znaleźć miejsca we własnym domu, Natsu postanowił się przejść. Happy drzemał w swoim hamaku, a nie chciał go budzić, mimo że miał straszną ochotę z kimś pogadać. Wyżalić się. Tylko jemu ufał na tyle, by bezpiecznie i bez krępacji rozmawiać o swoich uczuciach. Ale nie miał serca go budzić, tylko po to by wyrzucić z siebie kilka słów. Poczeka.
Mógł wykorzystać moment i zrobić to wczoraj, jednak po morderczym treningu jaki sobie zafundował, był ledwo żywy i zanim Happy wrócił z kuchni, Dragneel usnął na kanapie. Rano obudził się cholernie obolały, nie wiedział sam, czy to skutki niewygodnej sofy, czy raczej wczorajszych ćwiczeń. Od kilku dni niemal przekraczał granicę wyczerpania, gdy poprawiał swoje umiejętności, a robił to tylko po to, by nie myśleć o pewnym dupku. I jego gorących ustach, gwoli ścisłości.
Westchnął ciężko, poprawiając szalik. Wciąż był w szoku, po tym co zrobił Gray, a im więcej o tym rozważał, tym bardziej był skołowany. Dość tego, postanowił. Trzeba w końcu odetchnąć i choć na parę chwil przestać zaprzątać sobie głowę. Kolejny trening nie wchodził w grę, ciało zdecydowanie domagało się odpoczynku od ciągłego wysiłku.
Od dłuższego czasu unikał towarzystwa, wypadało więc nadrobić zaległości towarzyskie. Potrzebował zapomnienia i zwykłego relaksu, by odciągnąć uwagę od wszystkich niefortunnych zdarzeń, które zajmowały mu myśli. Dosłownie szalał od natłoku kotłujących się w nim emocji.Potrząsnął głową, postanawiając nie poddawać się męczącym wizjom i nacisnął klamkę, cicho zamykając za sobą drzwi. Zmierzchało już, a lekki wiatr działał na niego orzeźwiająco. Zamyślony, nie zwracał uwagi na otoczenie, instynktownie kierując się do Gildii. Jednak gdy skręcał, niespodziewanie wpadł na kogoś, w efekcie czego, odskakując, uderzył o słup. Coś często ostatnio zaliczał spotkania bliskiego stopnia z twardymi powierzchniami.
— O. — Głos wydawał mu się znajomy, zapach też, jednak przez ból w czaszce i chwilowe zamroczenie, nie mógł zorientować się z kim ma do czynienia.  —  Natsu! —  Został bezceremonialnie złapany za ramię i pociągnięty w nieznanym kierunku. —  No to teraz mamy komplet! Idziemy!
— C-co? — spytał słabo, próbując wyszarpnąć się z uścisku.
— Cicho, nie dyskutuj, rusz się! Noc młoda, trzeba to wykorzystać! —  Kolejny znajomy głos rozległ się tuż przy jego uchu. I to stanowczo z nadmiarem decybeli, na co Smoczy Zabójca skrzywił się, odruchowo przymykając oczy. Znów pojawiły się zawroty głowy, przez co jęknął cicho. No i jaka noc do cholery, przecież dopiero co słońce zaszło!
— Jazda! — Kolejne szarpnięcie sprawiło, że otworzył w końcu oczu. I niemal natychmiast tego pożałował. Rufus. A za nim reszta Sabertooh.

***

Fullbaster wszedł właśnie na drogę, prowadzącą do akademika, który zamieszkiwała większość członków Fairy Tail, gdy usłyszał wołanie.
— Gray! —  Mag lodu rozejrzał się w celu zlokalizowania źródła głosu. I gdy rozpoznał osobę, a raczej osoby siedzące na ławce przed budynkiem, wiedział, że jego rozterki zejdą już za parę chwil na boczny tor.

***

Gdy Natsu zorientował się z kim ma do czynienia, westchnął cicho. Rozchichotane towarzystwo pociągnęło go za sobą, a on jakimś cudem dał się prowadzić. No choć niekoniecznie cudem. Wizja kolejnego upicia się, w dodatku w dobrym towarzystwie dawała szansę na ukojenie męk, jakie obecnie przeżywał. Prawdopodobieństwo znalezienia się w stanie błogiej nieświadomości było kuszące, więc nawet nie oponował zbyt długo. Tym razem zmierzali wprost do gildii Fairy Tail, więc nawet się ucieszył, bo nie dość, że w końcu spotka swoich towarzyszy, to na dokładkę nie będzie musiał się tłumaczyć czemu tak długo się nie pokazywał. Po wejściu do gildii przywołał na twarz promienny uśmiech, który zgasł dosłownie chwilę potem. Wszystko za sprawą czarnych oczu, które niemal przewiercały go na wylot. Zaskoczenie trwało dosłownie chwilę, bo Dragneel, zdając sobie sprawę, że nie wygląda w tym momencie normalnie przybrał swoją zwykłą maskę wesołego durnia. Mijając stolik, przy którym siedział Gray wraz z Erzą, Gajeelem, Lucy, Levy i kilkoma innymi osobami, Natsu przywitał się, by po chwili być całkowicie pochłoniętym przez kłótnię z Gajeelem. Niemal zaczęli prać się po pyskach, jednak został w porę odciągnięty przez Stinga. W następnej sekundzie, gdy Euclife niezbyt delikatnie zaczął szarpać go za szalik, prawie go dusząc, spojrzenia Natsu i Graya skrzyżowały się. Zobaczył na twarzy Maga Lodu niesamowity grymas i nie mógł się domyślić, czy chodziło mu o to, że jest prawie wleczony po podłodze, czy o to, że znów bawi się z Sabertooh. Nie zdążył tego porządnie poukładać, gdy wtem, z niesamowitą prędkością, coś, a raczej ktoś rzucił się na Fullbastera, skrzecząc o dozgonnej miłości. Tak, dopiero po sekundzie z rozmazanej plamy, Natsu rozpoznał Juvię i, nie wiedząc czemu, posłał mu równie wredny uśmiech. Podobny do wyrazu twarzy, jakim chwilę wcześniej sam został uraczony. Jego spojrzenie dosłownie mówiło: Ho, ho, najpierw mnie napastujesz, a teraz będziesz dotrzymywał towarzystwa Juvii? Nieźle, Gray, ty kretynie. A może powiesz jej co i jak, ciekawe co wtedy zrobi?
Zmrużył gniewnie oczy, bo mimo wszystko, ciężko mu było patrzeć na klejącą się do jego ramienia Locksar. Fullbaster jakby to wyczuł i próbował się opędzić od natrętnej kobiety, która jednak miała to gdzieś. Im bardziej starał się uwolnić od szalonej Juvii, tym bardziej ta przylegała do niego - niczym jakiś cholerny rzep. Rzucił Natsu jeszcze jedno spojrzenie, lecz on już nie patrzył, uśmiechając się szeroko do Miry, która przyjmowała zamówienie.
Dragneel postanowił się niczym nie przejmować, choć było to trudne, zwłaszcza, gdy wiedział że obiekt jego westchnień znajduje się tuż-tuż. To jakieś cholerne fatum musiało go pchać wszędzie tam, gdzie był akurat Gray. Przełknął kolejną porcję alkoholu, czując przyjemne ciepło i zaczął przysłuchiwać się rozmowie toczonej przez Bliźniacze Smoki. Za wszelką cenę starał się być skupiony i odpowiadać na zadawane przez Rufusa pytania. Ciężko jednak było mu wytrwać w tym postanowieniu, mając świadomość, że znajduje się kilka kroków od faceta, który nieustannie zaprzątał mu myśli.
Sam nie wiedział jak, ani kiedy, ale po paru chwilach, wszyscy jego znajomi, łącznie z Sabertooh i nim samym, siedzieli przy jednym stole.
— Tak, jasne, że to pamiętam, było ekstra! — wykrzyknął w pewnym momencie, gdy Orga zaczął wspominać Turniej Magiczny.
Dzięki temu mógł spokojnie wdać się w przepychankę słowną ze Stingiem, który mając już ostro w czubie, bełkotał, że i tak nie pokazał pełni swej mocy.
— Jeszcze wam pokażę, na co mnie stać! — zawołał entuzjastycznie Eucliffe i wziął potężny łyk z kufla. Dzięki jego wrzaskom, uwaga wszystkich skupiła się na wesołym wspominaniu różnych wpadek i ciekawych zdarzeń.
Wzrok Natsu zupełnie mimowolnie uciekał w stronę siedzącego trochę dalej Graya. Właśnie był właśnie zajęty licytowaniem się z Gajeelem, kto osiągnął więcej w krótszym czasie, czy jakoś tak. Nie skupiał się na słowach, zainteresowany wyłącznie jego sylwetką. Ukradkowo, starając się nie zostać przez nikogo zauważonym, przyglądał się jego gestykulującym nerwowo dłoniom, grymasie twarzy jaki robił, opadającym na czoło ciemnym kosmykom włosów. Ta, widoki miał niesamowite i od samego patrzenia robiło mu się gorąco, choć natarczywie upominał się w myślach, że ma przestać. Jednak nie potrafił. Gapił się, pogrążając się coraz głębiej. Szybko jednak spochmurniał, przypominając sobie ostatni… incydent. Znów miał okazję posmakować tych kształtnych ust, dotknąć miękkiej skóry, zatopić się w oszałamiającym go zapachu, jednak jedyne co czuł, to gorycz i rozczarowanie. Nawet nie miał ochoty z nim gadać o tym, co zaszło. Bo w sumie, po co? Żeby kolejny raz usłyszeć, że jest durniem i ma spadać? A może znów ma stać się obiektem kpin, bo tak właśnie Natsu myślał o jego dziwnym wyskoku. To z pewnością może poczekać. Sięgnął po swój kufel, biorąc spory haust piwa. Teraz zamierzał się po prostu dobrze bawić.

***

    — No nie bądź taki, powiedz nam! — Gajeel, który zdecydowanie za dużo wypił, wpatrywał się teraz uporczywie w Levy. — Bo cię zmuszę — dodał, widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru zdradzić nic więcej ponad to, co powiedziała. To i tak nieźle, bo już prawie był pewny, że ma u niej jakiekolwiek szanse po jej wcześniejszym monologu. Teraz wystarczyło kuć żelazo, póki gorące. I nie zamierzał tej szansy zaprzepaścić.
    — Daj jej spokój — odezwała się Erza, broniąc koleżanki. Jedno jej spojrzenie wystarczyło, by Redfox się wycofał. — Jeśli nie ma zamiaru mówić, to nie. — Wzruszyła ramionami, udając, że jej to nie obeszło, jednak w środku aż cała gotowała się z ciekawości, kto jest jej wybrankiem. Nie ma co, tematy po kilku głębszych stawały się bardzo fascynujące. Postanowiła sobie solennie, że odprowadzi ją do domu i dowie się kilku rzeczy. Kto by pomyślał, że zwykła popijawa w dobrym towarzystwie może doprowadzić, do takich interesujących tematów? Nagle, jakby dopiero to sobie uświadamiając, rozejrzała się wokoło, szukając wzrokiem znajomej twarzy.
    — Gdzie jest Natsu? — wypowiedziała swoją myśl na głos, spoglądając kolejno na zebranych przy stole. Odpowiedziała jej cisza lub uporczywe milczenie ze strony towarzyszy. — No, ej, jak to?! Przed chwilą tu był! — zawołała, gdy nikt nie kwapił się z odpowiedzią. — GDZIE teraz jest?! — ryknęła, próbując wymusić odpowiedź od innych. Już od jakiegoś czasu zauważyła, że Dragneel nie pojawia się w towarzystwie tak często jak kiedyś, co ją niepokoiło. On nie należał do ludzi unikających innych, przeciwnie, sam zabiegał o to, by otaczać się sporą ilością przyjaciół. Zawsze można było na niego liczyć, a teraz gdy najwidoczniej sam miał jakiś problem, zniknął im z oczu.
Kilka osób, chyba dopiero teraz zdało sobie sprawę, że faktycznie brakuje Smoczego Zabójcy. Jednak pogrążeni w zabawie, zupełnie nie zauważyli kiedy wyszedł.
    Milczenie przedłużało się, a ona próbowała skupić lekko rozbiegany, przez alkohol, wzrok. Rozejrzała się po twarzach obecnych przy stole, szukając znaku, że ktoś zna odpowiedź na jej pytanie.
Nie wiedziała sama, czy ze złości na siebie, że znalazła się w stanie wskazującym i czuła się z tym po prostu źle, czy przez złość na kumpla, który od kilku dni uporczywie ich ignorował, trzasnęła pięścią w stół. Zebrani, odskoczyli gwałtownie, pełni obawy, o co Scarlet chodzi, jednak nikt nie ważył odezwać się nawet słowem, bojąc się ją sprowokować.
    — Idę go poszukać! To się nie godzi, żeby… — Nie dokończyła, czując dłoń na swoim ramieniu. Zerknęła przez ramię, szykując się do zadania ciosu, jednak uspokoiła się, widząc, że to Gray. Spojrzała na niego pytająco, ten jednak potrząsnął głową, w niemej prośbie, by usiadła z powrotem.
    — Ja pójdę, okej? — Nie czekając na odpowiedź, ani tym bardziej na pozwolenie, skinął na Mirę, by dostarczyła do ich stolika po kolejnym kuflu, a sam oddalił się spokojnym krokiem. — Sam muszę z nim pogadać — dodał nieco ciszej, oddalając się.